Recenzja ATM: Nine Inch Nails – Add Violence EP

Z początkiem roku warto wrócić do krążków, które ukazały się jeszcze kilka miesięcy temu i wzbogaciły naszą muzyczną dyskografię 2017. Jednym z nich na pewno była epka grupy Nine Inch Nails. Po kilkuletniej przerwie grupa Trenta Reznora powróciła w drugim wydaniu trylogii jaką zapowiedział zespół. Pierwsza część nie przypadła do gustu wielu fanom. Jak stało się z Add Violence?

Przede wszystkim warto zaznaczyć, że krążek ukazał się 19 lipca, a więc latem zeszłego roku. Dlaczego więc do niego wracamy? Bo jest on dopełnieniem tego co NIN będą kontynuować jeszcze zapewne w bieżącym roku. Na pierwszy ogień w 2016 roku poszła epka Not the Acctual Events. Jak się okazało fani nie do końca zadowoleni byli z efektów tego co usłyszeli. Krążek zahaczał bowiem w dużej mierze o zbyt bardzo słyszalną elektronikę, a sam Reznor coraz bardziej brnie w stronę industrialowych brzmień. Przykładem są tutaj dwa z pięciu utworów, a mianowicie The Idea of You oraz Burning Bright (Field On Fire).

Wracając jednak do Add Violence warto zaznaczyć, że premiera EP zbiegła się z wizytą Reznora na planie serialu Twin Peaks. Już tam fani mogli zobaczyć artystę w lekko innej odsłonie, a towarzyszyli mu Atticus Ross, Alessandro Cortinim, Robin Finck, Joey Castillo, a także żona wokalisty. Już tam okazało się, że Reznor ma jeszcze sporo do powiedzenia i odpowiedzią na emisję odcinka okazała się kolejna EP Add Violence.

Zaraz po premierze singla Less Than oraz prezentacji okładki, fani zaczęli doszukiwać się przede wszystkim tego co najbardziej ukryte – ich sensu. Co się okazało, nie były one przypadkiem. Reznor bardzo umiejętnie umieścił w nich nawiązania do ARG Year Zero opartej na jednym z poprzednich krążków grupy.

Wracając do tego co znajdziemy na samym albumie. Z początki wita nas właśnie wspominany wcześniej singiel Less Than. Jest to 3,5 minuty elektroniki wiodącej brzmieniem klawiszy. Do tego dochodzi zdecydowanie duża ilość melodii i trochę pazura w postaci wokalu Reznora. Finalnie? Prosty, wręcz banalny jak na obecne czasy utwór, który dzięki melodyjności wpada w ucho. Następnie zwalniamy tempo na rzecz The Lovers. Jakby pozostać przy samym tytule utworu, moglibyśmy spodziewać się pięknej ballady. Lecz nie tędy droga. Znajdziemy tam mnóstwo jednostajnej elektroniki, z której aż kipi tajemniczym i intymny klimat.

3/5 to This Isn’t the Place, gdzie pojawia się dużo nawiązań do poprzedniego utworu. Jednak kompozycja zmienia formę na bardziej delikatną, poprzez dźwięki pianina jakie pojawiają się przez całe 4,5 minuty. Możnaby powiedzieć, że połowa utworu jest po prostu pięknym instrumentalem, gdyż wokal Trenta usłyszymy dopiero po tym czasie. Jest on równie delikatny i subtelny, dzięki czemu idealnie dopełnia muzykę. Potem już tylko kolej na Not Anymore, w którym wracamy do mocnego brzmienia, brudnej gitary wspartej intensywną elektroniką. Perełką całej epki jest na pewno ostatni, aż 12 minutowy utwór, The Background World. Mimo że utrzymanie słuchacza w skupieniu w tak długich kompozycjach jest trudne, to muzykom z Nine Inch Nails ta sztuka udała się tutaj perfekcyjnie. Zmiany tempa i intensywności dźwięku trafione w odpowiedni moment, tak aby utwór faktycznie rozwijał się bardzo powoli, ale nas nie zanudził.

Łącząc dwie dotychczas nam znane epki z trylogii jedyne co można stwierdzić, to fakt, że Trent Reznor wraz z Atticusem Rossem lekko zmienili tory, posuwając się dalej poza własne granice. Aczkolwiek Add Violence nie jest niczym wybitnym. Jest jedynie odmianą dla tego, co możemy znaleźć pod znakiem zespołu w albumach sprzed kilku, kilkunastu lat. Teraz jeszcze wystarczy poczekać na kolejną odsłonę Nine Inch Nails i okaże się jak daleko posunie się zespół ze swoją charyzmą.

OCENA: 6,5/10

 

 

recenzja ukazała się również na All About Music

Dodaj komentarz